Przepraszam! Ja na prawdę PRZEPRASZAM! To nie miało być tak... Nie mam weny... ochoty... aaa Przepraszam! Po prostu nie wyrabiam. Tu gra na keyboardzie, nauka, zadania, tworzenie filmu, kułko artystyczne. Strzelić sobie w łeb -.- To miało być tak: Po pewnym czasie jest impreza na niej oni czyli Zayn, Harry, Niall, Louis, Liam i Ashli dowiadują się, że Nasza Amanda chciała się z nimi przyjaźnić dla elity. Zayn rozstaje się z nią chociaż nie chcę. Amanda godzi się ze wszystkimi oprócz Zayna. On mówi żeby dać sobie czas. Ona wyjeżdża. Wraca za 6 miesięcy. :
-Przepraszam czy mogę wejść?
-Kochana oni mają wigilie nie wolno!
-Ale ja ich znam!
-Myślisz, że inne fanki tego nie mówiły?
-To niech pan powie, że przyjechała Amanda Ficpatric!
-Dobrze.
Wszedł. Nagle ktoś wybiega. To Zayn
-Amanda to ty?
-Takkk znaczy Tak! To ty Zayn?
-Oczywiście!
-Wiele się zmieniło.
-Strasznie dużo
-ee mam dla ciebie prezent. Proszę
-Dziekuje tylko wiesz ja nie mam.
-No ten to przemyślałeś?
-A myślisz, że co innego robiłem przez te 6 miesięcy?
-No myślałeś o swojej sławie?
-Potrafiłabyś zapomnieć o najważniejszej rzeczy w twoim życiu. Potrafiłabyś zapomnieć o tlenie, który jest ci potrzeby. Dlatego myślałem o tobie. Amanda wybaczam ci i kocham cie, bo moja miłośc nigdy się nie skończyła! Rozumiesz?
_the end_
Żałośnie opisane, chaotycznie. PRZEPRASZAM! Mam nadzieje, że wybaczycie...
proszę o to...
piątek, 31 maja 2013
środa, 3 kwietnia 2013
Imagin z Zayn'em i inne :P
Troszkę się pozmieniało! Wygląd bloga! Mam nadzieje, że wam się bardziej podoba ;D. No więc tak w ogóle dziękuje za ponad 1000 wyświetleń i za to, że komentujecie i nie muszę was namawiać. Wyrażajcie swoje opinie nawet te najgorsze tylko dajcie jakieś potwierdzenie żebym wiedziała co zmienić!
The mirror can lie
(Lustro może kłamać)
Doesn’t show you what’s inside
(Nie pokazuje ci co jest w środku)
and it, it can tell you you’re full of life
(I to, to może powiedzieć ci, że jesteś pełen życia)
It’s amazing what you can hide
It’s amazing what you can hide
(To niesamowite co potrafisz ukryć)
just by putting on a smile
(Tylko przez przybieranie uśmiechu)
Nie mam pojęcia co to jest ale podoba mi się ;D
A tu imagin od pewnej imienniczki Wiktorii Mróz :
Promyki słońca przedzierały się przez szybę do mojego
pokoju. Taka pogada utrzymywała się od kilku dni co było dziwne, bo
przecież mieszkam w Anglii. W tym deszczowym kraju, a tu przez już hmmm 6
dni słońce świeci! Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem, dlatego postanowiłam sobie poleżeć. Znów moja głowa wylądowała na dużej poduszce. Już miałam zamykać oczy gdy do pokoju wparowało 5 idiotów. Chyba wiecie o kim mowa? Tak mieszkałam z One Direction. Zapytacie pewnie jak to się stało. Pewnego dnia szłam ulicami Londynu tak dokładnie to Oxford Street i zobaczyłam ogłoszenie o wynajęcie pokoju. Chodziłam na studia i mieszkałam w akademiku bo na własne mieszkanie nie było mnie stać, ale płacić za wynajem już bym mogła. Więc spisałam numer na mój telefon. Jeszcze wtedy nie lubiłam zespołu, bo jakoś zajmowałam się bardziej nauką a nie nowościami w świecie muzyki. Tak więc w akademiku zadzwoniłam pod ten numer. Odebrał mi jakiś mężczyzna i zadał jedno podstawowe pytanie: 'Lubisz One Direction'? Odpowiedziałam. że nie wiem co to jest i o jaki jeden kierunek chodzi. On zaśmiał się wtedy do słuchawki i powiedział bym jutro przyszła na rozmowę. Nazajutrz stałam pod wielkim domem, albo raczej willą zastanawiając się czy to naprawdę tutaj. Nie mając gdzie uciec bo kilkadziesiąt ludzi torowało mi drogę weszłam na posiadłość. Pierwsze co zobaczyłam to dwóch, wielkich ochroniarzy. Zbiło to mnie z tropu, ale podążałam dalej. Kiedy znalazłam się koło nich jeden zapytał kim jestem. Opowiedziałam, że przyszłam tu w sprawie mieszkania. On lekko się uśmiechnął i wpuścił do środka. Kiedy weszłam moim oczom ukazała się przystojna piątka chłopaków. Od razu ich wzrok padł na mnie. Wydawali się oszołomieni tak jak ja jednak potem jedemu z nich, jak się okazało Louis'owi, przypomiało się, że miała przyjść nowa lokatorka. Przywitali się ze mną przedstawiając się. Każdego z nich zmierzyłam wzrokiem a o ile pamięć mnie nie myli zatrzymałam się na Zayn'ie. Wtedy już wiedziałam, że on będzie kimś ważnym dla mnie. Później chłopcom przedstawiłam się ja. Kiedy tak opowiadałam o moim nie ciekawym życiu czułam na sobie czyjś wnikliwy wzrok. Do dzisiaj nie wiem kogo bo w tedy bałam się zobaczyć. Oni znów zaczęli mówić mi o sobie. Wyjaśnili, że ten One Direction czyli jeden kierunek to ich zespół, że są sławni i mają dużo fanek dlatego na początku ochroniarz pytał czy dana osoba lubi One Direction. Tak oto po zaledwie 32 godzinach byłam już na stałe w domu Direction. Prasa jeszcze kilkadziesiąt razy zastanawiała się czy czasem nie jestem nową dziewczyną Harr'ego później Zayna następnie Louis'a, Nialla i Liama. Oczywiście po około 3 dniach sprawa cichła. Ja zaś zaprzyjaźniłam się z każdym z nich a najbardziej z Zayn'em i Louis'em. Ich to dażyłam największym uczuciem a szególnie Zayna. Tak zakochałam się w nim, ale jak dotąd bez wzajemności. Pewnie chcecie dowiedzieć się jak sobie uświadomiła moją miłość do Zayna otóż
była to kolejna impreza zorganizowana przez chłopaków w swoim domu.
Jako, że zawsze lubiłam imprezy nie miałam zamiaru rezygnować. Bawiłam się do ostatniego tchu. Trwało to dość dług, bo że tak powiem byłam "wydajna", ale człowiek jak człowiek zawsze się męczy, więc już cała obolała siadłam przy barze obok Louis'a. Zaczeliśmy rozmawiać popijając drinka. Nagle ni stąd ni zowąd zapytał
czy kocham Zayn'a. Nie zastanawiając się szybko odpowiedziałam, że
tylko i wyłącznie jako przyjaciela. Louis zrobił dziwną minę i głową
pokazał mi gdzie mam się patrzeć. Przekręciłam głowę o jakieś 100 stopni i zobaczyłam Zayn'a i jakąś laskę, która śliniła się do niego. Tak właśnie dowiedziałam się, że czuje coś więcej do Zayn'a. Ale wracam do teraźniejszości.
Do mojego pokoju wparowało 5 idiotów. I zaczęło śpiewać 'Jest czas na wstawanie' i tak przez minute darli mi się. Zauważyli, że nic sobie z tego nie robię Liam i Zayn zaczęli skakać po moim łóżku. Wkórzyło mnie to i wstała bardzo szybko. Wszystkich wyrzuciłam z pokoju. Chciałam znów się położyć, ale jak już wstałam to nie zasnę. Mam tak od dzieciństwa. Popędziłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic. Umyta zaczęłam się ubierać. W końcu wyglądałam następująco: czarne rurki, biały top, na to bejsbolówkę, niebieskie trampki i full cap. Gotowa zeszłam na dół gdzie czekała mnie pyszna jajecznica przyżądzona przez mistrza kuchni Harr'ego.Zapewne jako przeprosiny.
-Przepraszamy cię!- zaczął skomleć Niall.
-To nie miało być tak!- dodał Liam.
-Poniosło nas!- wtrącił się Harry.
-Oj weźcie nie obraziłam się czy u was w domu moje milczenie to od razu mój foch?- zapytałam z wielkim bananem na twarzy. Na co wszyscy zerwali się do wielkiego przytulenia. Zawszę lubiłam tego typu okazywanie sobie sympatii ale już po 27 razie kiedy to miałam moje urodziny czar prysł. Teraz to bardzie uważałam to za bezkarne duszenie kogoś.
Tak się składało, że nie miałam nic do roboty więc poszłam z Zayn'em na zakupy o które jęczał już wczoraj. Wziąwszy trochę pieniędzy z mojej awaryjnej skarbonki razem z Zayn'em wyruszyłam w stronę centrum handlowego. Jak ja tego miejsca nienawidziłam. Nie żebym nie lubiła zakupów, ale takie wielkie zgromadzisko sklepów to przesada. Jak zwykle czytał mi w myślach.
-Nie jęcz obiecałaś a poza tym wybiorę ci coś!- entuzjastycznie uśmiechnął się. Czas minął szybko i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w centrum. Tam zostałam zaciągnieta do przeróżnych sklepów. W końcu stanęłam przed sklepem z bielizną.
-O nie w tym to akórat mi nie musisz pomagać!- powiedziałam stanowczo. Moje kroki kierowałam już w inna stronę, ale poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
-Po tym co widziałem w twojej szafce oczywiście przez przypadek sądzę, że muszę ci pomóc!- pociągnął mnie do wejścia. Ale jak tego by było mało kiedy Zayn głosił swoją przemowę stały koło nas dwie dziewczyny. Kiedy skończył zachichotały a później popatrzyły na mnie jak na ufoludka. Nie miałam wyboru i weszłam do sklepu. Tam oczywiście Zayn zaczął szukać bielizny dla mnie, że niby ja nie potrafię. Nie sprzeciwiałam się tylko żeby nie przynosił mi wstydu. Nagle malut obrócił się w moją stronę i chwycił za nadgarstek ciągnąc do miejsca z dolną bielizną. Tam zaczął szukać, przerzucając wszystko. No i się zatrzymał co oznaczało, że coś znalazł. Bałam się nawet popatrzeć co. Okazało się, że to czarny dół. No tak komplet do czarnej góry, którą właśnie trzymał w drugiej ręce.
-O nie Zayn nawet o tym nie myśl!- krzyknęłam do niego.
-A dlaczego, każda dziewczyna powinna mieć coś podobnego na swój pierwszy raz. No chyba, że nikt się nie skusi- i popatrzył na mnie jak na brzydulę. Miałam tego serdecznie dość! Niech nabija się z kogoś innego. Szczególnie, że zależy mi na nim. Nie chciałam być przy nim ani chwili dłużej. Przy wtórze śmiechów, zapewne ze mnie, wybiegłam ze sklepu. W oczach miałam duże krople. "Nie teraz! Kobieto ogarnij się! Przynajmniej już nie kochasz tego idiotę." Powtarzał mój głos w głowie. Stanęłam w wielkim tłumie. Byłam zmęczona ciągłym biegiem. Nie płakałam w końcu on nie jest już tego wart. Chciałam iść dalej kiedy ktoś zatrzymał mnie. Odruchowo obróciłam się. Był to nikt inny jak on, Zayn.
-Czemu wybiegłaś?- zapytał marszcząc te swoje brwi.
-Bo niejaki Malik mój były przyjaciel wyśmiewał się ze mnie i robił ofiarę losu- odpowiedziałam. Hormony w moim organiźmię zaczęły działać. Chciałam wszystko mu wygarnąć. To, że zakochałam się w nim, że był najważniejszy, ale w końcu nie powiedziałam nic. Nie chciałam jakieś jego niby miłości. Nie chciałam tego użalania się.
-To nie miało być tak! Nie ośmieliłbym się tego zrobić Przepraszam cię- zaczął wygłaszać to już starą mowę każdego z mężczyzn. Tylko ja nie jestem zwykłą kobietą która nabierze się na te sztuczki.
-Tak a jak miało być? I dlaczego nie zrobił byś tak?- znów warknęłam w jego stronę.
-Bo cię kocham- wypowiedział cicho, jakby chciał bym tego nie słyszała, ale nie wiedział, że na te słowa czekałam długie miesiące. Wypowiedział je akurat teraz. Chciałam odpowiedzieć, ale już go nie było. Znikł w wielkim tłumie nawiedzającym centrum. Byłam na siebie zła, że jak zawsze wszystko psuje. "Dlaczego ja mam takiego pecha?"-pytałam siebie w głowie. Nie oczekując odpowiedzi z osoby w moim mózgu, poszłam szukać Zayna. Chodziłam od sklepu do sklepu. Od sklepów z bielizną do zwykłych knajpek. Nie było go. Jak by zapadł się pod ziemie. Na szczęście mój mózg pracował. Gdyby pojechał nie było by jego samochodu na parkingu. Szybko zbiegłam po długich schodach. Moja prędkość była ograniczona, bo tłum wchodził na pierwsze piętro. Po 5 minutach byłam na parkingu. Tylko teraz gdzie stało auto? Mój mózg wyświetlił informacje, że koło wielkiego bilbordu z reklamą Coca-Coli. Wzrokiem omiotłam całe zbiorowisko aut i oto ukazała się reklama. Pobiegłam ile sił w nogach. I nic to nie dało. Auto stało jak stało dwie godziny temu. "Czyli jest tutaj"- znów mózg używał mojego logicznego myślenia. W centrum go nie ma więc może na tej ulicy. Wiedziałam, że ona kończy się parkiem, ale nic więcej. Nie miałam pojęcia gdzie wylatuje ani w jakiej części Londynu jestem. Pozostało mi podążać tą ulicą. Na początku biegłam truchcikiem ,bo bałam się, że przy szybkim biegu mogła bym go nie zobaczyć. Jednak nigdy nie byłam dobra z biegania, po około 10 minutach zziajana usiadłam na krawężniku. Znów intensywnie wpatrywałam się w każdą twarz, ale w żadnej nie rozpoznałam jego. Było późno i co najgorsze na niebie widać było chmury. Człowiek by chciał piękną pogodę wiecznie, ale zawsze po pięknych dniach przychodzi ulewa. Tak właśnie się stało. Szlam w kierunku parku zostało mi zaledwie kilkanaście metrów, a kolo mnie równo padał upragniony dla roślin deszcz. Czułam jak moja bluzka lepi się do ciała. Włosy już miałam doszczętnie przemoczone. Nareszcie znalazłam się w parku. Ludzi nie było. Jakby ktoś specjalnie wszystkich wygonił pozostawiając mnie bez szans. Skręciłam w jedną z alejek. Była podpisana, ale nie miałam ochoty przeczytać liter na tabliczce. Zauważyłam wielką wierzbę płaczącą, osłaniającą kawałek suchego krawężnika. Było to jedyne takie miejsce, bo ławki nie miały nad sobą takich "parasoli". Usiadłam i próbowałam przeanalizować swoje myśli. Z kolejną myślą o zdarzeniu do oczu napłynęły mi kolejne łzy. Nagle poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoich plecach. Jak oparzona odwróciłam głowę. Był nie kto inny jak moja zguba, Zayn.
-Co tu robisz w takim deszczu?- zapytał z wyraźną nutką zmartwienia w głosie.
-Szukałam cie i mam zamiar cie przeprosić za to nawrzeszczenie w centrum handlowym i...- nie dokończyłam bo Zayn złączył nasze usta w ciepłym pocałunku. Chwila jak z filmów kiedy to dwoje zakochanych całują się w deszczu. Oby było tak zawsze...
Mi się bardzo podoba *-* A wam?
Do mojego pokoju wparowało 5 idiotów. I zaczęło śpiewać 'Jest czas na wstawanie' i tak przez minute darli mi się. Zauważyli, że nic sobie z tego nie robię Liam i Zayn zaczęli skakać po moim łóżku. Wkórzyło mnie to i wstała bardzo szybko. Wszystkich wyrzuciłam z pokoju. Chciałam znów się położyć, ale jak już wstałam to nie zasnę. Mam tak od dzieciństwa. Popędziłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic. Umyta zaczęłam się ubierać. W końcu wyglądałam następująco: czarne rurki, biały top, na to bejsbolówkę, niebieskie trampki i full cap. Gotowa zeszłam na dół gdzie czekała mnie pyszna jajecznica przyżądzona przez mistrza kuchni Harr'ego.Zapewne jako przeprosiny.
-Przepraszamy cię!- zaczął skomleć Niall.
-To nie miało być tak!- dodał Liam.
-Poniosło nas!- wtrącił się Harry.
-Oj weźcie nie obraziłam się czy u was w domu moje milczenie to od razu mój foch?- zapytałam z wielkim bananem na twarzy. Na co wszyscy zerwali się do wielkiego przytulenia. Zawszę lubiłam tego typu okazywanie sobie sympatii ale już po 27 razie kiedy to miałam moje urodziny czar prysł. Teraz to bardzie uważałam to za bezkarne duszenie kogoś.
Tak się składało, że nie miałam nic do roboty więc poszłam z Zayn'em na zakupy o które jęczał już wczoraj. Wziąwszy trochę pieniędzy z mojej awaryjnej skarbonki razem z Zayn'em wyruszyłam w stronę centrum handlowego. Jak ja tego miejsca nienawidziłam. Nie żebym nie lubiła zakupów, ale takie wielkie zgromadzisko sklepów to przesada. Jak zwykle czytał mi w myślach.
-Nie jęcz obiecałaś a poza tym wybiorę ci coś!- entuzjastycznie uśmiechnął się. Czas minął szybko i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w centrum. Tam zostałam zaciągnieta do przeróżnych sklepów. W końcu stanęłam przed sklepem z bielizną.
-O nie w tym to akórat mi nie musisz pomagać!- powiedziałam stanowczo. Moje kroki kierowałam już w inna stronę, ale poczułam mocny uścisk na nadgarstku.
-Po tym co widziałem w twojej szafce oczywiście przez przypadek sądzę, że muszę ci pomóc!- pociągnął mnie do wejścia. Ale jak tego by było mało kiedy Zayn głosił swoją przemowę stały koło nas dwie dziewczyny. Kiedy skończył zachichotały a później popatrzyły na mnie jak na ufoludka. Nie miałam wyboru i weszłam do sklepu. Tam oczywiście Zayn zaczął szukać bielizny dla mnie, że niby ja nie potrafię. Nie sprzeciwiałam się tylko żeby nie przynosił mi wstydu. Nagle malut obrócił się w moją stronę i chwycił za nadgarstek ciągnąc do miejsca z dolną bielizną. Tam zaczął szukać, przerzucając wszystko. No i się zatrzymał co oznaczało, że coś znalazł. Bałam się nawet popatrzeć co. Okazało się, że to czarny dół. No tak komplet do czarnej góry, którą właśnie trzymał w drugiej ręce.
-O nie Zayn nawet o tym nie myśl!- krzyknęłam do niego.
-A dlaczego, każda dziewczyna powinna mieć coś podobnego na swój pierwszy raz. No chyba, że nikt się nie skusi- i popatrzył na mnie jak na brzydulę. Miałam tego serdecznie dość! Niech nabija się z kogoś innego. Szczególnie, że zależy mi na nim. Nie chciałam być przy nim ani chwili dłużej. Przy wtórze śmiechów, zapewne ze mnie, wybiegłam ze sklepu. W oczach miałam duże krople. "Nie teraz! Kobieto ogarnij się! Przynajmniej już nie kochasz tego idiotę." Powtarzał mój głos w głowie. Stanęłam w wielkim tłumie. Byłam zmęczona ciągłym biegiem. Nie płakałam w końcu on nie jest już tego wart. Chciałam iść dalej kiedy ktoś zatrzymał mnie. Odruchowo obróciłam się. Był to nikt inny jak on, Zayn.
-Czemu wybiegłaś?- zapytał marszcząc te swoje brwi.
-Bo niejaki Malik mój były przyjaciel wyśmiewał się ze mnie i robił ofiarę losu- odpowiedziałam. Hormony w moim organiźmię zaczęły działać. Chciałam wszystko mu wygarnąć. To, że zakochałam się w nim, że był najważniejszy, ale w końcu nie powiedziałam nic. Nie chciałam jakieś jego niby miłości. Nie chciałam tego użalania się.
-To nie miało być tak! Nie ośmieliłbym się tego zrobić Przepraszam cię- zaczął wygłaszać to już starą mowę każdego z mężczyzn. Tylko ja nie jestem zwykłą kobietą która nabierze się na te sztuczki.
-Tak a jak miało być? I dlaczego nie zrobił byś tak?- znów warknęłam w jego stronę.
-Bo cię kocham- wypowiedział cicho, jakby chciał bym tego nie słyszała, ale nie wiedział, że na te słowa czekałam długie miesiące. Wypowiedział je akurat teraz. Chciałam odpowiedzieć, ale już go nie było. Znikł w wielkim tłumie nawiedzającym centrum. Byłam na siebie zła, że jak zawsze wszystko psuje. "Dlaczego ja mam takiego pecha?"-pytałam siebie w głowie. Nie oczekując odpowiedzi z osoby w moim mózgu, poszłam szukać Zayna. Chodziłam od sklepu do sklepu. Od sklepów z bielizną do zwykłych knajpek. Nie było go. Jak by zapadł się pod ziemie. Na szczęście mój mózg pracował. Gdyby pojechał nie było by jego samochodu na parkingu. Szybko zbiegłam po długich schodach. Moja prędkość była ograniczona, bo tłum wchodził na pierwsze piętro. Po 5 minutach byłam na parkingu. Tylko teraz gdzie stało auto? Mój mózg wyświetlił informacje, że koło wielkiego bilbordu z reklamą Coca-Coli. Wzrokiem omiotłam całe zbiorowisko aut i oto ukazała się reklama. Pobiegłam ile sił w nogach. I nic to nie dało. Auto stało jak stało dwie godziny temu. "Czyli jest tutaj"- znów mózg używał mojego logicznego myślenia. W centrum go nie ma więc może na tej ulicy. Wiedziałam, że ona kończy się parkiem, ale nic więcej. Nie miałam pojęcia gdzie wylatuje ani w jakiej części Londynu jestem. Pozostało mi podążać tą ulicą. Na początku biegłam truchcikiem ,bo bałam się, że przy szybkim biegu mogła bym go nie zobaczyć. Jednak nigdy nie byłam dobra z biegania, po około 10 minutach zziajana usiadłam na krawężniku. Znów intensywnie wpatrywałam się w każdą twarz, ale w żadnej nie rozpoznałam jego. Było późno i co najgorsze na niebie widać było chmury. Człowiek by chciał piękną pogodę wiecznie, ale zawsze po pięknych dniach przychodzi ulewa. Tak właśnie się stało. Szlam w kierunku parku zostało mi zaledwie kilkanaście metrów, a kolo mnie równo padał upragniony dla roślin deszcz. Czułam jak moja bluzka lepi się do ciała. Włosy już miałam doszczętnie przemoczone. Nareszcie znalazłam się w parku. Ludzi nie było. Jakby ktoś specjalnie wszystkich wygonił pozostawiając mnie bez szans. Skręciłam w jedną z alejek. Była podpisana, ale nie miałam ochoty przeczytać liter na tabliczce. Zauważyłam wielką wierzbę płaczącą, osłaniającą kawałek suchego krawężnika. Było to jedyne takie miejsce, bo ławki nie miały nad sobą takich "parasoli". Usiadłam i próbowałam przeanalizować swoje myśli. Z kolejną myślą o zdarzeniu do oczu napłynęły mi kolejne łzy. Nagle poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoich plecach. Jak oparzona odwróciłam głowę. Był nie kto inny jak moja zguba, Zayn.
-Co tu robisz w takim deszczu?- zapytał z wyraźną nutką zmartwienia w głosie.
-Szukałam cie i mam zamiar cie przeprosić za to nawrzeszczenie w centrum handlowym i...- nie dokończyłam bo Zayn złączył nasze usta w ciepłym pocałunku. Chwila jak z filmów kiedy to dwoje zakochanych całują się w deszczu. Oby było tak zawsze...
Mi się bardzo podoba *-* A wam?
wtorek, 2 kwietnia 2013
Rozdział VIII
Hej wam!!! Przepraszam was, że nie złożyłam wam życzeń, ale te święta spędziłam bez komputera ;C. Przepraszam, że nie zrobiłam wam jakiegoś kawału na Prima Aprilis ;c wybaczcie :'( . Tak w ogóle to ma być książka One Direction i ja jako wierna Directionerka zamierzam ją kupić! A wy?
Nie wiem czy piosenka będzie pasować ale jeśli ktoś nie zna One Republic powinien jej posłuchać muzyka
________________________________________________________________
Lekcja minęła i razem z Zaynem poszliśmy na parking. Oczywiście uważaliśmy żeby żaden nauczyciel nas nie zobaczył. Po kilku minutach chodzenia "na paluszkach" dotarliśmy do motoru. Był koloru niebiesko-czarnego, zawsze takie zestawienie podobało mi się na tego typu pojazdach. Zayn pociągnął mnie za rękę i kazał usadowić się za nim.
-Jeśli nie chcesz spaść to lepiej się do mnie przytul- powiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Nie miałam wyboru, przywarłam do niego jak pijawka do skóry a on ruszył.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam.
-Dowiesz się na miejscu- odparł i przyspieszył. Mijaliśmy samochody, rowery i motory. Ruch z każdym przejechanym kilometrem zmniejszał się. Już dawno zostawiliśmy za sobą Londyn. Zayn jechał dalej czasami przyśpieszając. Nudziło mi się dlatego pobudziłam mój nos i wąchałam perfumy Zayna. Wyraźnie czuć było wanilie. Właśnie taki zapach najbardziej lubiłam, a nawet kochałam. Nagle warkot motora ucichł. Podniosłam głowę i oto moim oczom ukazało się morze.
-Wysiadamy- powiedział ściągając moje ręce z jego klatki.
-Jak tu pięknie- powiedziałam zachwycona widokiem morza. Słońce wysoko w górze ogrzewało moje ciało. Nie czekałam anie chwili dłużej i ściągłam buty. Teraz bosymi nogami kroczyłam po ciepłym piasku. Z każdym krokiem moja noga lekko zapadała się. Po chwili dołączył do mnie Zayn. Uśmiechał się. Jednak znów posmutniał. Czułam, że coś go gryzie jednak jesli nic nie mówi znaczy, że nie chce. Z natury nigdy nie wtrącałam się w takie sprawy. Po co komu dawać nadzieje skoro wszystko może się zapaść.
-Mogę ci coś powiedzieć?- zapytał prawie niedosłyszalnym głosem. Bał się czegoś. Mojej reakcji?
-Tak oczywiście- odparłam ciągle patrząc w jego czekoladowe tęczówki. Wydawać by się mogło, że zakochałam się w nich. Jego wzrok padł na moje oczy. Poczułam się niezręcznie więc szybko opuściłam głowę. Niezwykle zainteresował mnie piasek.
-Jest taka dziewczyna- powiedział cicho.
-O nie ja się nie mieszam w sprawy sercowe! Później będzie na mnie jak ta osoba nie okaże się tą najważniejszą- powiedział podnosząc ręce w geście obronnym. Miałam kilka takich przypadków w gimnazjum. Wtedy to jeszcze byłam dobra dla innych.
-Proszę posłuchaj- przerwał ciszę unoszącą się wokół nas.
-Dobra mów. Miejmy to za sobą- odparłam zniechęcona. Znów stawałam się uczuciowa. Znów. Tylko po co?
-No więc jest taka dziewczyna. Piękna i mądra. Zakochałem się w niej, ale na początku znajomości zachowałem się jak ostatni dupek. Taki odruch obronny. Bałem się, że ona nie będzie czuć tego co ja, że mnie skrzywdzi, ale najbardziej bałem się, że to ja ją skrzywdzę. Zacząłem się z nią kłócić, bo myślałem, że w ten sposób odkocham się. Byłem już pewny, że nie kocham jej, ale ona miała wypadek. Nie mogłem sobie wybaczyć, że pozwoliłem chłopakowi dać jej z liścia, przez co ona upadla i rozbiła głowę. Co najgorsze w szpitalu operacja trwała długo. Już myślałem, że ją straciłem. Jednak ona żyła. Później nasze stosunki się polepszyły. Amanda ja..ja..ja cie kocham- wyszeptał ostatnie 3 słowa. Zamurowało mnie. Nie sądziłam, że ten bad boy jest taki czuły.
-Zayn ja- przerwał mi
-Wiem uważasz, że jestem ostatnim sukinsynem, i że ten związek nie ma sensu i- miałam dość słuchani jego wywodów jaki to on debil, idiota, głupek. Pocałowałam go przerywając ten potok słów obrażających osobę ważną dla mnie. Jednak zakochałam się w jego czekoladowych tęczówkach.- przez moją głowę przeszła taka myśl.
-Kocham cie Zayn- wyszeptałam na co on pogłębił nasz pocałunek. Stal się tak zachłanny jakby za chwile on miał stracić mnie, jakby za chwile ja miałam stracić go. Kiedyś wydawało mi się, że w jednej osobie nie można zamknąć całego świata. Jednak nie zaznałam prawdziwej miłości. Człowiek bez miłości to jak ptak bez skrzydeł. Otrzymałam skrzydła i teraz mogę się z nimi unosić. Mogę żyć z Zaynem. I pomyśleć, że największy wróg stal się największą miłością. Zayn wstał podając mi rękę. Położyłam swoją dłoń na jego a on pomógł mi wstać. Zaczął coś opowiadać na co zaczęłam się śmiać histerycznie. Z moich oczu popłynęły łzy.
-Co się stało kochanie?- zapytał z troską. Jego prawa ręka powędrowała na moje plecy. Dłoń zacisnął na moim przedramieniu. Przytulił mnie.
-Nic ja po prostu, ach nie ważne, cieszę się że cie mam- odpowiedziałam kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
_______________________________________________________________
To nie koniec opowiadanie! Wiecie, że zazwyczaj kończę je po wypowiadaniu słów "Kocham cie" jednak teraz taka wena na dalsze części. :P
Nie wiem czy piosenka będzie pasować ale jeśli ktoś nie zna One Republic powinien jej posłuchać muzyka
________________________________________________________________
Lekcja minęła i razem z Zaynem poszliśmy na parking. Oczywiście uważaliśmy żeby żaden nauczyciel nas nie zobaczył. Po kilku minutach chodzenia "na paluszkach" dotarliśmy do motoru. Był koloru niebiesko-czarnego, zawsze takie zestawienie podobało mi się na tego typu pojazdach. Zayn pociągnął mnie za rękę i kazał usadowić się za nim.
-Jeśli nie chcesz spaść to lepiej się do mnie przytul- powiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Nie miałam wyboru, przywarłam do niego jak pijawka do skóry a on ruszył.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam.
-Dowiesz się na miejscu- odparł i przyspieszył. Mijaliśmy samochody, rowery i motory. Ruch z każdym przejechanym kilometrem zmniejszał się. Już dawno zostawiliśmy za sobą Londyn. Zayn jechał dalej czasami przyśpieszając. Nudziło mi się dlatego pobudziłam mój nos i wąchałam perfumy Zayna. Wyraźnie czuć było wanilie. Właśnie taki zapach najbardziej lubiłam, a nawet kochałam. Nagle warkot motora ucichł. Podniosłam głowę i oto moim oczom ukazało się morze.
-Wysiadamy- powiedział ściągając moje ręce z jego klatki.
-Jak tu pięknie- powiedziałam zachwycona widokiem morza. Słońce wysoko w górze ogrzewało moje ciało. Nie czekałam anie chwili dłużej i ściągłam buty. Teraz bosymi nogami kroczyłam po ciepłym piasku. Z każdym krokiem moja noga lekko zapadała się. Po chwili dołączył do mnie Zayn. Uśmiechał się. Jednak znów posmutniał. Czułam, że coś go gryzie jednak jesli nic nie mówi znaczy, że nie chce. Z natury nigdy nie wtrącałam się w takie sprawy. Po co komu dawać nadzieje skoro wszystko może się zapaść.
-Mogę ci coś powiedzieć?- zapytał prawie niedosłyszalnym głosem. Bał się czegoś. Mojej reakcji?
-Tak oczywiście- odparłam ciągle patrząc w jego czekoladowe tęczówki. Wydawać by się mogło, że zakochałam się w nich. Jego wzrok padł na moje oczy. Poczułam się niezręcznie więc szybko opuściłam głowę. Niezwykle zainteresował mnie piasek.
-Jest taka dziewczyna- powiedział cicho.
-O nie ja się nie mieszam w sprawy sercowe! Później będzie na mnie jak ta osoba nie okaże się tą najważniejszą- powiedział podnosząc ręce w geście obronnym. Miałam kilka takich przypadków w gimnazjum. Wtedy to jeszcze byłam dobra dla innych.
-Proszę posłuchaj- przerwał ciszę unoszącą się wokół nas.
-Dobra mów. Miejmy to za sobą- odparłam zniechęcona. Znów stawałam się uczuciowa. Znów. Tylko po co?
-No więc jest taka dziewczyna. Piękna i mądra. Zakochałem się w niej, ale na początku znajomości zachowałem się jak ostatni dupek. Taki odruch obronny. Bałem się, że ona nie będzie czuć tego co ja, że mnie skrzywdzi, ale najbardziej bałem się, że to ja ją skrzywdzę. Zacząłem się z nią kłócić, bo myślałem, że w ten sposób odkocham się. Byłem już pewny, że nie kocham jej, ale ona miała wypadek. Nie mogłem sobie wybaczyć, że pozwoliłem chłopakowi dać jej z liścia, przez co ona upadla i rozbiła głowę. Co najgorsze w szpitalu operacja trwała długo. Już myślałem, że ją straciłem. Jednak ona żyła. Później nasze stosunki się polepszyły. Amanda ja..ja..ja cie kocham- wyszeptał ostatnie 3 słowa. Zamurowało mnie. Nie sądziłam, że ten bad boy jest taki czuły.
-Zayn ja- przerwał mi
-Wiem uważasz, że jestem ostatnim sukinsynem, i że ten związek nie ma sensu i- miałam dość słuchani jego wywodów jaki to on debil, idiota, głupek. Pocałowałam go przerywając ten potok słów obrażających osobę ważną dla mnie. Jednak zakochałam się w jego czekoladowych tęczówkach.- przez moją głowę przeszła taka myśl.
-Kocham cie Zayn- wyszeptałam na co on pogłębił nasz pocałunek. Stal się tak zachłanny jakby za chwile on miał stracić mnie, jakby za chwile ja miałam stracić go. Kiedyś wydawało mi się, że w jednej osobie nie można zamknąć całego świata. Jednak nie zaznałam prawdziwej miłości. Człowiek bez miłości to jak ptak bez skrzydeł. Otrzymałam skrzydła i teraz mogę się z nimi unosić. Mogę żyć z Zaynem. I pomyśleć, że największy wróg stal się największą miłością. Zayn wstał podając mi rękę. Położyłam swoją dłoń na jego a on pomógł mi wstać. Zaczął coś opowiadać na co zaczęłam się śmiać histerycznie. Z moich oczu popłynęły łzy.
-Co się stało kochanie?- zapytał z troską. Jego prawa ręka powędrowała na moje plecy. Dłoń zacisnął na moim przedramieniu. Przytulił mnie.
-Nic ja po prostu, ach nie ważne, cieszę się że cie mam- odpowiedziałam kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
_______________________________________________________________
To nie koniec opowiadanie! Wiecie, że zazwyczaj kończę je po wypowiadaniu słów "Kocham cie" jednak teraz taka wena na dalsze części. :P
czwartek, 21 marca 2013
Rozdział VII
2 miesiące później, Londyn
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Miałam ochotę zostać w łóżku, bo była nie wyspana. To trochę dziwne, bo przecież byłam w szpitalu gdzie mogłam się wylegiwać. W pewnym sensie nie było tak, bo co chwile albo przyjeżdżał Louis, Niall, Liam, Ashli, Harry no i Zayn. Polepszyło sie w naszych stosunkach. Może to dlatego, że już nie zależy mi na elicie. Sądzę, że potrzebowałam przyjaciół. Tak tego co nie dawała mi Katy. No właśnie dawno z nią nie rozmawiałam. Oczywiście próbowałam się dodzwonić, ale telefon odbierał ten sam stalowy głos. Powiadamiał, że to policja w Barcelonie itp. Wnioskowałam, że Katy złapano na narkotykach, które brała i sprzedawała. Mówię, że nie jestem aniołkiem bo sama też brałam. Tylko raz i mi wystarczyło, by zrozumieć, że mój organizm nie potrzebuje tego typu rzeczy. Zwlekłam się z łóżka. Ubrałam się w to . Zamówiłam sobie śniadanie. Oraz pyszną mrożoną kawę. Po śniadaniu zabrałam telefon z nową obudową, którą dostałam od Louis'a i poszłam na parking. Wsiadłam do samochodu i uruchomiłam silnik. Kiedy już byłam na drodze nie żałowałam dodawać gazu. W końcu brakowało mi szybkiej jazdy. Po jakiś 8 minutach stałam już na parkingu. Oczywiście grzecznie nie zaparkowałam na miejscach elity. Zdziwił mnie fakt, że brakowało samochodu Zayn'a. No cóż mógł sobie zrobić wagary albo zachorował. W szkole jak to w szkole pełno ludzi. Wszyscy podzieleni na grupki czego zawsze nienawidziłam. Pierwsza mięśniaki, druga plastiki śliniące się do mięśniaków, trzecia muzycy, czwarta komputerowcy, piąta aktorzy, szósta kujony, siódma chórzyści, ósma tancerze, dziewiąta... Nagle ktoś stanął przede mną.
-Hej widzę, że jesteś tutaj chyba elitą i widać, że nie jesteś plastikiem dlatego czy mogła byś mi objaśnić wszystko i gdzie mam lekcje. A i jestem Elenor- powiedziała i ciągle uśmiechała się do mnie.
-Hej tak zasadniczo to chyba jestem w elicie. I pomogę ci. A ja jestem Amanda- podałam jej rękę. Ona ją lekko uścisnęła.
-To może gdzie masz lekcje?- zapytałam. Na co ona podała mi swój plan. Widniała na nim pierwsza lekcja muzyka.
-Wiesz też mam muzykę to pójdziemy razem- i tak zaczęłyśmy się poznawać. Wynikło, że Elenor jest miłą, szczerą osobą. Uwielbia żarty. No i już wiedziałam komu się spodoba. Po 3 lekcjach poszłyśmy na lunch. Wspólnie zamówiłyśmy sałatkę i butelki z wodą. Już z daleka machała mi Ashli.
-Ej a ja mogę tam iść?- zapytała mnie.
-No proszę chyba tam raczej cie nikt nie zgwałci- i razem zaśmiałyśmy się. Po kilkunastu krokach znalazłyśmy się przy stoliku. Ku mojemu zdziwieniu był tam też Zayn.
-Może przedstawisz nam tom piękną panią?- zapytał Harry. Już miałam coś powiedzieć kiedy to Louis wstał i zapytał się El.
-Wiesz, że przypominasz mi kogoś- Na co Elenor odpowiedziała:
-Kogo
-Moją przyszłą żonę- Wszyscy wybuchli śmiechem a El zaczerwieniła się. Wiedziałam. Teraz to Lou podał dłoń El i schylił się jakby prosił ją do tańca. El podała mu swoją dłoń a on usadowił ja na krześle przy sobie. Zakochani...
Po zjedzeniu lunchu rozstałam się z El i poszłam na matematykę. Pan się zdziwi, że nie będziemy się kłócić. Weszłam do sali i od razu usiadłam obok Zayn'a.
-Hej czemu nie przyjechałeś autem?- zapytałam go kiedy to nasz nauczycie pisał jakieś liczby na tablicy.
-Przyjechałem motorem a co?- odpowiedział z bananem na twarzy. Przyjechał motorem. Awww motor. Juz miałam piszczeć jak te debilne dziewczyny na widok jakiejś gwiazdy, ale powstrzymałam się, przecież lekcja jest.
-A...mogłabym...prze...przejechać się?- wymamrotałam.
-Pewnie ale chce ci się czekać 3 lekcje?- znów zapytał.
-Nie to co urywamy się na następnej?- podsunęłam pomysł.
-Z tobą zawsze- trochę mnie te słowa dobiły, a Zayn stał się czerwony jak burak. Pewnie teraz dopiero uświadomił sobie co przed chwilą powiedział. Lekcja minęła i ...
______________________________________________________________
Proszę bardzo!!!! Napisałam chociaż 21 ale nie mogłam obyć się bez bloga szczególnie, że siedzę w domu :P Przepraszam za błędy w pisowni :C i za krótkość, ale to miało tak być... :P Pozdrawiam was !!!
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju. Miałam ochotę zostać w łóżku, bo była nie wyspana. To trochę dziwne, bo przecież byłam w szpitalu gdzie mogłam się wylegiwać. W pewnym sensie nie było tak, bo co chwile albo przyjeżdżał Louis, Niall, Liam, Ashli, Harry no i Zayn. Polepszyło sie w naszych stosunkach. Może to dlatego, że już nie zależy mi na elicie. Sądzę, że potrzebowałam przyjaciół. Tak tego co nie dawała mi Katy. No właśnie dawno z nią nie rozmawiałam. Oczywiście próbowałam się dodzwonić, ale telefon odbierał ten sam stalowy głos. Powiadamiał, że to policja w Barcelonie itp. Wnioskowałam, że Katy złapano na narkotykach, które brała i sprzedawała. Mówię, że nie jestem aniołkiem bo sama też brałam. Tylko raz i mi wystarczyło, by zrozumieć, że mój organizm nie potrzebuje tego typu rzeczy. Zwlekłam się z łóżka. Ubrałam się w to . Zamówiłam sobie śniadanie. Oraz pyszną mrożoną kawę. Po śniadaniu zabrałam telefon z nową obudową, którą dostałam od Louis'a i poszłam na parking. Wsiadłam do samochodu i uruchomiłam silnik. Kiedy już byłam na drodze nie żałowałam dodawać gazu. W końcu brakowało mi szybkiej jazdy. Po jakiś 8 minutach stałam już na parkingu. Oczywiście grzecznie nie zaparkowałam na miejscach elity. Zdziwił mnie fakt, że brakowało samochodu Zayn'a. No cóż mógł sobie zrobić wagary albo zachorował. W szkole jak to w szkole pełno ludzi. Wszyscy podzieleni na grupki czego zawsze nienawidziłam. Pierwsza mięśniaki, druga plastiki śliniące się do mięśniaków, trzecia muzycy, czwarta komputerowcy, piąta aktorzy, szósta kujony, siódma chórzyści, ósma tancerze, dziewiąta... Nagle ktoś stanął przede mną.
-Hej widzę, że jesteś tutaj chyba elitą i widać, że nie jesteś plastikiem dlatego czy mogła byś mi objaśnić wszystko i gdzie mam lekcje. A i jestem Elenor- powiedziała i ciągle uśmiechała się do mnie.
-Hej tak zasadniczo to chyba jestem w elicie. I pomogę ci. A ja jestem Amanda- podałam jej rękę. Ona ją lekko uścisnęła.
-To może gdzie masz lekcje?- zapytałam. Na co ona podała mi swój plan. Widniała na nim pierwsza lekcja muzyka.
-Wiesz też mam muzykę to pójdziemy razem- i tak zaczęłyśmy się poznawać. Wynikło, że Elenor jest miłą, szczerą osobą. Uwielbia żarty. No i już wiedziałam komu się spodoba. Po 3 lekcjach poszłyśmy na lunch. Wspólnie zamówiłyśmy sałatkę i butelki z wodą. Już z daleka machała mi Ashli.
-Ej a ja mogę tam iść?- zapytała mnie.
-No proszę chyba tam raczej cie nikt nie zgwałci- i razem zaśmiałyśmy się. Po kilkunastu krokach znalazłyśmy się przy stoliku. Ku mojemu zdziwieniu był tam też Zayn.
-Może przedstawisz nam tom piękną panią?- zapytał Harry. Już miałam coś powiedzieć kiedy to Louis wstał i zapytał się El.
-Wiesz, że przypominasz mi kogoś- Na co Elenor odpowiedziała:
-Kogo
-Moją przyszłą żonę- Wszyscy wybuchli śmiechem a El zaczerwieniła się. Wiedziałam. Teraz to Lou podał dłoń El i schylił się jakby prosił ją do tańca. El podała mu swoją dłoń a on usadowił ja na krześle przy sobie. Zakochani...
Po zjedzeniu lunchu rozstałam się z El i poszłam na matematykę. Pan się zdziwi, że nie będziemy się kłócić. Weszłam do sali i od razu usiadłam obok Zayn'a.
-Hej czemu nie przyjechałeś autem?- zapytałam go kiedy to nasz nauczycie pisał jakieś liczby na tablicy.
-Przyjechałem motorem a co?- odpowiedział z bananem na twarzy. Przyjechał motorem. Awww motor. Juz miałam piszczeć jak te debilne dziewczyny na widok jakiejś gwiazdy, ale powstrzymałam się, przecież lekcja jest.
-A...mogłabym...prze...przejechać się?- wymamrotałam.
-Pewnie ale chce ci się czekać 3 lekcje?- znów zapytał.
-Nie to co urywamy się na następnej?- podsunęłam pomysł.
-Z tobą zawsze- trochę mnie te słowa dobiły, a Zayn stał się czerwony jak burak. Pewnie teraz dopiero uświadomił sobie co przed chwilą powiedział. Lekcja minęła i ...
______________________________________________________________
Proszę bardzo!!!! Napisałam chociaż 21 ale nie mogłam obyć się bez bloga szczególnie, że siedzę w domu :P Przepraszam za błędy w pisowni :C i za krótkość, ale to miało tak być... :P Pozdrawiam was !!!
czwartek, 7 marca 2013
Rozdział VI
OCZAMI Zayna
Siedziałem załamany na krześle. Jeśli jej się coś stanie to nie wiem czy ten dupek przeżyje. Jeśli by umarła nie zdążyłbym jej powiedzieć...
-Pomocy- wyszeptała cicho jakby to było jej ostatnie tchnienie. Tempo odbić jej serca słabło. A ja byłem zdezorientowany, ale przebudziłem się i pobiegłem do doktora. On i gromada pielęgniarek zabrała Amande do dużej sali. Powiedział żebym czekał. Nie mając wyboru siadłem na jednym z wielu niebieskich krzeseł. Twarz schowałem w mokrych od potu dłoniach. Życie nie dawało mi spokoju bo przypomniałem sobie o reszcie. Wyciągłem telefon i szybko skontaktowałem się z Liamem on powiadomił mnie, że wszystko gra i moja siostra leży spokojnie w łóżku. Ucieszyłem się, że chociaż ich nic groźnego nie spotkało. Po rozmowie znów twarz schowałem w dłoniach. Czekałem 5 godzin kiedy to dopiero lekarz wyszedł. Podbiegłem do niego. Widać było na jego twarzy ogromne zmęczenie i smutek. Byłem zawiedziony tymi uczuciami.
-Zrobiłem wszystko co w mojej mocy-mój mózg przesyłał mi informacje, że te słowa zawsze wypowiada lekarz kiedy pacjent umarł. Całe moje ciało ogarneły nieprzyjemne dreszcze. Miałem świat głęboko w dupie. Co mi pozostało.
-I dzięki bogu pacjenta żyje ale było ciężko- dokończył swoje powiedzenie które tak bardzo rozradowało moją dusz. Czułem się jak dzieciak który właśnie wygrał dużą watę Dalej miałem sens...
-A czy mógłbym się z nią zobaczyć?- zapytałem.
-Teraz mamy jeszcze sprawdzić czy pacjentka dobrze się czuje jeśli tak i pana zaprosi to nie ma problemu- powiedział i odszedł. Ja wiedziałem, że nie zaprosi mnie Amanda ona mnie nienawidzi. Może lepiej jak wrócę do domu. Jednak czyjaś siła nie pozwalała mi tak po prostu odejść. Znów siadłem na starym miejscu.
Rozmyślałem nad swoim życiem. Nad tym jak łatwo je stracić. Kiedy to nagle drzwi się otworzyły i z nich wyszedł lekarz.
-Może pan wejść, prosiła bardzo Amanda- powiedział. Na co ja posłałem mu serdeczny uśmiech.
-Dziękuje a z nią dobrze już?- zapytałem.
-Tak dzięki Bogu- odszedł zapisując coś na karcie. Nie czekając ani chwili dłużej wszedłem. Moim oczom ukazała się przygnębiona i zmęczona twarz Amandy na której gościł lekki grymas. Zapewne z powodu pielęgniarki, która właśnie wbijała jej igłę. Pielęgniarka namoczyła w czymś wacik i szybko przyłożyła do miejsca w którym niedawno znajdowała się igła. Szybkimi krokami znikła za białymi drzwiami.
-Cześć prosiłaś żebym przyszedł- powiedziałem niby od niechcenia co miało być moim kamuflażem
-Tak, bo w zasadnie chciałam ci podziękować za wczorajszą pomoc albo uratowanie życia- powiedziała smutna a zarazem radosna. Smutna pewnie tym, że musi to przechodzić a radosna pewnie, że żyje. Mój mózg wywnioskował.
-Nie ma za co to ja powinienem podziękować za pomoc z tym całym Kevinem- usiadłem obok niej na krześle.
-W końcu przyjaciołom się pomaga!- posłała ciepły uśmiech w moim kierunku.
-Amanda może zakopiemy ten cały topór wojenny- wyszeptałem cicho.
-Też miałam taki pomysł, nie ma powodu ciągnąć to dalej- wyciągła rękę w moim kierunku- Zgoda?- chwyciłem jej rękę i lekko potrząsnąłem nią. dodając 'Zgoda'. Zaraz potem rozległ się dźwięk wydobyty z mojego telefonu. Wyciągłem patrząc na wyświetlacz, była to Ashli.
<rozmowa>
-Hej mała i jak po imprezie masz kaca?- zapytałem radośnie.
-Oj tak a ty gdzie jesteś i co się wczoraj stało?- zapytała.
-Ja jestem w szpitalu..-i przerwała mi.
-Stalo ci się coś? Gdzie zaraz przyjadę!- słychać było po jej głosie, że się zmartwiła
-Nie ja tylko Amanda jestem tu z nią i jesteśmy (ze względu na dyskrecje nie podam ;D).
-Ty i Amanda i ty jeszcze żyjesz? Hahaha słaby żart- zaczęła udawać śmiech.
-Dać ci Amande?- zapytałem.
-Tak daj!-powiedziała na co ja szybko oddałem telefon poszkodowanej.
-Hej Ashli...tak to ja...tak niestety jestem w szpitalu...nie żyję...jeśli masz ochotę przyjechać to proszę bardzo a i kup czekoladę!...też kończę pa. (... te 3 kropeczki to to co mówiła Ashli tylko, że nie słyszałem)
-Przyjedzie z czekoladą- od razu można było zobaczyć wielki promienny uśmiech na jej twarzyczce. Gadaliśmy jeszcze chwile. Później przyjechała Ashli z dużą czekoladą i rozmawialiśmy we trójkę zajadając się słodkością. Mogę uznać, że to najlepszy dzień w moim życiu.
________________________________________________________________
Hejo!
Jest rozdział VI.
Jestem chora i leże w łóżku :C
Stąd nowy rozdział.
Mam niestety smutną wiadomość, bo założyłam się z koleżanką,
że wytrzymam miesiąc bez tego bloga. Strasznie źle się czuje
robiąc to ale zakład to zakład.
Przepraszam, że taki krótki ale dłuższy niż wcześniejszy!!!
Sorry za wszelkiego rodzaju błędy ale mam 38,1 stopnia gorączki
więc znajdą się.
To do zobaczenia za miesiąc dokładnie 8 kwietnia!!!
Siedziałem załamany na krześle. Jeśli jej się coś stanie to nie wiem czy ten dupek przeżyje. Jeśli by umarła nie zdążyłbym jej powiedzieć...
-Pomocy- wyszeptała cicho jakby to było jej ostatnie tchnienie. Tempo odbić jej serca słabło. A ja byłem zdezorientowany, ale przebudziłem się i pobiegłem do doktora. On i gromada pielęgniarek zabrała Amande do dużej sali. Powiedział żebym czekał. Nie mając wyboru siadłem na jednym z wielu niebieskich krzeseł. Twarz schowałem w mokrych od potu dłoniach. Życie nie dawało mi spokoju bo przypomniałem sobie o reszcie. Wyciągłem telefon i szybko skontaktowałem się z Liamem on powiadomił mnie, że wszystko gra i moja siostra leży spokojnie w łóżku. Ucieszyłem się, że chociaż ich nic groźnego nie spotkało. Po rozmowie znów twarz schowałem w dłoniach. Czekałem 5 godzin kiedy to dopiero lekarz wyszedł. Podbiegłem do niego. Widać było na jego twarzy ogromne zmęczenie i smutek. Byłem zawiedziony tymi uczuciami.
-Zrobiłem wszystko co w mojej mocy-mój mózg przesyłał mi informacje, że te słowa zawsze wypowiada lekarz kiedy pacjent umarł. Całe moje ciało ogarneły nieprzyjemne dreszcze. Miałem świat głęboko w dupie. Co mi pozostało.
-I dzięki bogu pacjenta żyje ale było ciężko- dokończył swoje powiedzenie które tak bardzo rozradowało moją dusz. Czułem się jak dzieciak który właśnie wygrał dużą watę Dalej miałem sens...
-A czy mógłbym się z nią zobaczyć?- zapytałem.
-Teraz mamy jeszcze sprawdzić czy pacjentka dobrze się czuje jeśli tak i pana zaprosi to nie ma problemu- powiedział i odszedł. Ja wiedziałem, że nie zaprosi mnie Amanda ona mnie nienawidzi. Może lepiej jak wrócę do domu. Jednak czyjaś siła nie pozwalała mi tak po prostu odejść. Znów siadłem na starym miejscu.
Rozmyślałem nad swoim życiem. Nad tym jak łatwo je stracić. Kiedy to nagle drzwi się otworzyły i z nich wyszedł lekarz.
-Może pan wejść, prosiła bardzo Amanda- powiedział. Na co ja posłałem mu serdeczny uśmiech.
-Dziękuje a z nią dobrze już?- zapytałem.
-Tak dzięki Bogu- odszedł zapisując coś na karcie. Nie czekając ani chwili dłużej wszedłem. Moim oczom ukazała się przygnębiona i zmęczona twarz Amandy na której gościł lekki grymas. Zapewne z powodu pielęgniarki, która właśnie wbijała jej igłę. Pielęgniarka namoczyła w czymś wacik i szybko przyłożyła do miejsca w którym niedawno znajdowała się igła. Szybkimi krokami znikła za białymi drzwiami.
-Cześć prosiłaś żebym przyszedł- powiedziałem niby od niechcenia co miało być moim kamuflażem
-Tak, bo w zasadnie chciałam ci podziękować za wczorajszą pomoc albo uratowanie życia- powiedziała smutna a zarazem radosna. Smutna pewnie tym, że musi to przechodzić a radosna pewnie, że żyje. Mój mózg wywnioskował.
-Nie ma za co to ja powinienem podziękować za pomoc z tym całym Kevinem- usiadłem obok niej na krześle.
-W końcu przyjaciołom się pomaga!- posłała ciepły uśmiech w moim kierunku.
-Amanda może zakopiemy ten cały topór wojenny- wyszeptałem cicho.
-Też miałam taki pomysł, nie ma powodu ciągnąć to dalej- wyciągła rękę w moim kierunku- Zgoda?- chwyciłem jej rękę i lekko potrząsnąłem nią. dodając 'Zgoda'. Zaraz potem rozległ się dźwięk wydobyty z mojego telefonu. Wyciągłem patrząc na wyświetlacz, była to Ashli.
<rozmowa>
-Hej mała i jak po imprezie masz kaca?- zapytałem radośnie.
-Oj tak a ty gdzie jesteś i co się wczoraj stało?- zapytała.
-Ja jestem w szpitalu..-i przerwała mi.
-Stalo ci się coś? Gdzie zaraz przyjadę!- słychać było po jej głosie, że się zmartwiła
-Nie ja tylko Amanda jestem tu z nią i jesteśmy (ze względu na dyskrecje nie podam ;D).
-Ty i Amanda i ty jeszcze żyjesz? Hahaha słaby żart- zaczęła udawać śmiech.
-Dać ci Amande?- zapytałem.
-Tak daj!-powiedziała na co ja szybko oddałem telefon poszkodowanej.
-Hej Ashli...tak to ja...tak niestety jestem w szpitalu...nie żyję...jeśli masz ochotę przyjechać to proszę bardzo a i kup czekoladę!...też kończę pa. (... te 3 kropeczki to to co mówiła Ashli tylko, że nie słyszałem)
-Przyjedzie z czekoladą- od razu można było zobaczyć wielki promienny uśmiech na jej twarzyczce. Gadaliśmy jeszcze chwile. Później przyjechała Ashli z dużą czekoladą i rozmawialiśmy we trójkę zajadając się słodkością. Mogę uznać, że to najlepszy dzień w moim życiu.
________________________________________________________________
Hejo!
Jest rozdział VI.
Jestem chora i leże w łóżku :C
Stąd nowy rozdział.
Mam niestety smutną wiadomość, bo założyłam się z koleżanką,
że wytrzymam miesiąc bez tego bloga. Strasznie źle się czuje
robiąc to ale zakład to zakład.
Przepraszam, że taki krótki ale dłuższy niż wcześniejszy!!!
Sorry za wszelkiego rodzaju błędy ale mam 38,1 stopnia gorączki
więc znajdą się.
To do zobaczenia za miesiąc dokładnie 8 kwietnia!!!
wtorek, 26 lutego 2013
Versatile Blogger Award :*
Versatile Blogger Award
Dostałam nominacje do Versatile Blogger Award .
Oto zasady:
Każdy nominowany powinien
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
- pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
- nominować 10 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.
Nominacje dostałam od Rose Malik http://bo-takie-jest-zycie.blogspot.com/
7 faktów o mnie:
- Jestem wielką marzycielką
- Mam starszego brata, pozdrawiam :**
- Jestem chora psychicznie :*** <3 Chyba zauważyliście ^^ jeśli nie to mi pochlebia (dla nie ogarniętych po prostu pozytywna wariatka ;D )
- Kocham Star wars <3
- Mam bzika na punkcie biżuterii
- Nie mam tego jedynego ale chyba się zmieni :***
- Kocham czytać książki bo kto czyta książki żyje wiele razy ;D
- http://i-was-only-just-for-you.blogspot.com/
- http://carolinewithsuzy-imagination.blogspot.com/
- http://you-and-i-1d.blogspot.com/
- http://imaginy-one-direction-fans.blogspot.com/
- http://www.trzynasty-dzien-milosci.blogspot.com/
- http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/
- http://lastfirstkissx.blogspot.com/
- http://onedirectioninmydream.blogspot.com/
- http://i-will-make-you-believe.blogspot.com
- http://one-direction-imaginy-polish-fans.blogspot.com
środa, 20 lutego 2013
Rozdział V
Dzieci proszone są o odejście od komputera pojawią się wulgarne słowa!!!
___________________________________________________________________
Tam przywitałam się. Posyłając ciepły uśmiech dla każdego oprócz Malika zasiadłam pomiędzy Ashli i Louisem. Od razu przyszedł do nas kelner, no cóż jestem w strefie VIP, nie ma się co dziwić. Zamówiłam drinka lekkiego bo nie miałam zamiaru szybko się upić.
Siedziałam cichutko jak myszka, nie miałam zamiaru wyjść na pośmiewisko, że nie przyniosłam prezentu. No cóż mój los w tym okresie jest nie miły dla mnie.
-Ej Amanda masz może dla mnie prezent?- zapytał lekko wypity Zayn. Poczułam jak na moich policzkach robią się czerwone wypieki. Zwlekałam chwile, ale cóż mój wróg i jak mogę mu dawać jakiekolwiek prezenty.
-Nie zasłużyłeś-powiedziałam i od razu napiłam się cieczy przez słomkę.
-Hmm zapraszam cie na imprezę, która jest MOJA a ty mówisz, że nie zasłużyłem- dało się usłyszeć w jego wypowiedzi złość.
-Sądziłam, że nie jesteś materialistą i nie interesują cie dobra materialne. No cóż wiedziałam, że jesteś żałosny, ale aż tak?- odpowiedziałam poirytowana.
-Nie chodzi tu o pieprzony prezent ale o zasadę- wypowiedziawszy te słowa wziął papierosy i wyszedł na dwór.
"Jak zwykle ucieka"-pomyślałam. Szczerze to bez niego zabawa była lepsza. Wypiłam jeszcze kilka drinków i poszłam na parkiet już z wypitym Louisem. Później kolej padła na Harrego, a jeszcze później na Nialla. Pod żadnym pozorem nie chciałam tańczyć z Liamem. Nie miałam zamiaru odbierać przyjemności moje przyjaciółce. Po jakiś 3 godzinach zabawy postanowiliście już wyjść. Niall tylko pobiegł poszukać Zayna. Po 5 minutach wyszliście z klubu. Tylko ty i Malik w miarę prosto szliście. No cóż efekt nie picia za dużo.
Zayn wyciągnął telefon i zadzwonił po taxi.
Przed nimi pojawiła się jakaś banda z blondynem na czele.
-Hej Ashli może zabawimy się ostatni raz?-zapytał blondyn.
-Odpierdol się od niej- krzyknął Zayn. Czułam się zdezorientowana. Chłopakowi chodziło zapewnie o sex z nią. Po chwili znalazł się kolo niej już miał pociągnąć ją za rękę. W mojej głowie ułożył się plan. Nie za dobrze przemyślany ale jakiś. Z całej siły przywaliłam jemu w twarz.
-Mała nie zaczynaj- wrzasnął i popchnął mnie. Upadłam uderzając mocno głową o krawężnik. Po kilku sekundach nastała ciemność.
Oczami Zayna
Amnda upadła na ziemie. Uderzyła bardzo mocno głową o krawężnik. Moja złość była niepohamowana. Ten Kevin* najpierw chcę się dobrać do mojej siostry a teraz do niej. Z całej siły kopnąłem go w krocze. On tylko skulił się. Jego banda dawno już poszła. Nie miał w nikim oparcia. Nie myśląc dalej o nim podbiegłem do Amandy i zacząłem ją obudzić ale ona nie reagowała. Wyciągnąłem telefon. Zacząłem wystukiwać numer na pogotowie. Jeszcze tylko wrzasnąłem na blondyna.
-Spierdalaj stąd jak najszybciej! Nie myśl, że nie powiem kto jej to zrobił. A jak umrze to ty też!- on oczywiście szybko oddalił się. Usłyszałem w telefonie głos faceta. Podałem miejsce całej akcji. Po kilku minutach pogotowie ją wzięło. Ja zostawiłem resztę każąc troszkę więcej ode mnie wypitemu Liamowi by dopilnował by każdy znalazł się w domu.
Oczami Amndy
Czułam wielki ból w głowie. Jakby kilka młotków równo w nią waliło. Widziałam ciemność. Czy ja aby nie umarłam? Nie, bo jeszcze coś czuje. O tak znane mi perfumy. Ale do kogo należały. Chciałam wysilić mój mózg, ale za bardzo bolała mnie głowa. A może po prostu mam zamknięte powieki. Wysiliłam się i oto moim oczom ukazał się niewyraźny obraz. Światło było za bardzo rażące musiałam znów zamknąć powieki. A obraz który zobaczyłam to chłopak w kruczo-czarnych włosach z blond pasemkiem. Twarzy nie widziałam bo miał spuszczoną. Łkał. Do mojego mózgu doszły informacje o zapachu. Tak to był Zayn. Ale po co? Nienawidzi mnie. Znów chciałam otworzyć oczy ale nie mogłam nie miałam siły ból mnie wykańczał. Po woli stawał się silniejszy. Powoli odchodziła. Jedyne co zdążyłam powiedzieć to: "Pomocy"
___________________________________________________________________
Tam przywitałam się. Posyłając ciepły uśmiech dla każdego oprócz Malika zasiadłam pomiędzy Ashli i Louisem. Od razu przyszedł do nas kelner, no cóż jestem w strefie VIP, nie ma się co dziwić. Zamówiłam drinka lekkiego bo nie miałam zamiaru szybko się upić.
Siedziałam cichutko jak myszka, nie miałam zamiaru wyjść na pośmiewisko, że nie przyniosłam prezentu. No cóż mój los w tym okresie jest nie miły dla mnie.
-Ej Amanda masz może dla mnie prezent?- zapytał lekko wypity Zayn. Poczułam jak na moich policzkach robią się czerwone wypieki. Zwlekałam chwile, ale cóż mój wróg i jak mogę mu dawać jakiekolwiek prezenty.
-Nie zasłużyłeś-powiedziałam i od razu napiłam się cieczy przez słomkę.
-Hmm zapraszam cie na imprezę, która jest MOJA a ty mówisz, że nie zasłużyłem- dało się usłyszeć w jego wypowiedzi złość.
-Sądziłam, że nie jesteś materialistą i nie interesują cie dobra materialne. No cóż wiedziałam, że jesteś żałosny, ale aż tak?- odpowiedziałam poirytowana.
-Nie chodzi tu o pieprzony prezent ale o zasadę- wypowiedziawszy te słowa wziął papierosy i wyszedł na dwór.
"Jak zwykle ucieka"-pomyślałam. Szczerze to bez niego zabawa była lepsza. Wypiłam jeszcze kilka drinków i poszłam na parkiet już z wypitym Louisem. Później kolej padła na Harrego, a jeszcze później na Nialla. Pod żadnym pozorem nie chciałam tańczyć z Liamem. Nie miałam zamiaru odbierać przyjemności moje przyjaciółce. Po jakiś 3 godzinach zabawy postanowiliście już wyjść. Niall tylko pobiegł poszukać Zayna. Po 5 minutach wyszliście z klubu. Tylko ty i Malik w miarę prosto szliście. No cóż efekt nie picia za dużo.
Zayn wyciągnął telefon i zadzwonił po taxi.
Przed nimi pojawiła się jakaś banda z blondynem na czele.
-Hej Ashli może zabawimy się ostatni raz?-zapytał blondyn.
-Odpierdol się od niej- krzyknął Zayn. Czułam się zdezorientowana. Chłopakowi chodziło zapewnie o sex z nią. Po chwili znalazł się kolo niej już miał pociągnąć ją za rękę. W mojej głowie ułożył się plan. Nie za dobrze przemyślany ale jakiś. Z całej siły przywaliłam jemu w twarz.
-Mała nie zaczynaj- wrzasnął i popchnął mnie. Upadłam uderzając mocno głową o krawężnik. Po kilku sekundach nastała ciemność.
Oczami Zayna
Amnda upadła na ziemie. Uderzyła bardzo mocno głową o krawężnik. Moja złość była niepohamowana. Ten Kevin* najpierw chcę się dobrać do mojej siostry a teraz do niej. Z całej siły kopnąłem go w krocze. On tylko skulił się. Jego banda dawno już poszła. Nie miał w nikim oparcia. Nie myśląc dalej o nim podbiegłem do Amandy i zacząłem ją obudzić ale ona nie reagowała. Wyciągnąłem telefon. Zacząłem wystukiwać numer na pogotowie. Jeszcze tylko wrzasnąłem na blondyna.
-Spierdalaj stąd jak najszybciej! Nie myśl, że nie powiem kto jej to zrobił. A jak umrze to ty też!- on oczywiście szybko oddalił się. Usłyszałem w telefonie głos faceta. Podałem miejsce całej akcji. Po kilku minutach pogotowie ją wzięło. Ja zostawiłem resztę każąc troszkę więcej ode mnie wypitemu Liamowi by dopilnował by każdy znalazł się w domu.
Oczami Amndy
Czułam wielki ból w głowie. Jakby kilka młotków równo w nią waliło. Widziałam ciemność. Czy ja aby nie umarłam? Nie, bo jeszcze coś czuje. O tak znane mi perfumy. Ale do kogo należały. Chciałam wysilić mój mózg, ale za bardzo bolała mnie głowa. A może po prostu mam zamknięte powieki. Wysiliłam się i oto moim oczom ukazał się niewyraźny obraz. Światło było za bardzo rażące musiałam znów zamknąć powieki. A obraz który zobaczyłam to chłopak w kruczo-czarnych włosach z blond pasemkiem. Twarzy nie widziałam bo miał spuszczoną. Łkał. Do mojego mózgu doszły informacje o zapachu. Tak to był Zayn. Ale po co? Nienawidzi mnie. Znów chciałam otworzyć oczy ale nie mogłam nie miałam siły ból mnie wykańczał. Po woli stawał się silniejszy. Powoli odchodziła. Jedyne co zdążyłam powiedzieć to: "Pomocy"
___________________________________________________________________
Troszkę krótki ale taka wena.
Dodaje teraz a nie w piątek bo mam czas!!!
Na moich drugich blogach mam nadzieje, że dziś też pojawi się rozdział.
Bardzo przepraszam za każdy błąd!!!
No i to chyba tyle!!!
Pozdrawiam:***
Subskrybuj:
Posty (Atom)